Kto to ta Kruszyna?
Kim jestem? Zapewne skoro tu jesteś, coś Cię tu zaciekawiło. No, chciałabym tak myśleć.
Jestem: człowiekiem, kobietą, córką, siostrą, wnuczką, kuzynką, siostrzenicą, bratanicą, ciotką, szwagierką, żoną, opiekunką 4 zwierzaków, koleżanką, przyjaciółką, powierniczką tajemnic, sąsiadką, znajomą, pracownikiem, kimś ważnym i kimś zupełnie nieistotnym, wredną mendą i plasterkiem na ranę. Dużo? Fakt, ale niech rękę podniesie ta osoba, której lista jest krótka. Każdy z nas zmaga się z wieloma zadaniami przypisanymi do wielu ról społecznych. Każdy z nas radzi sobie z tym tak jak potrafi, nierzadko dając z siebie 120%. Najciekawsze jest to, że w codziennym życiu nie mamy wywieszonej w głowie czy na lodówce listy o tytule „Jestem...”, więc nie zdajemy sobie sprawy z tego, póki nie zatrzymamy się w tej bieganinie, i nie zastanowimy się, ile robimy w ciągu dnia, z iloma zadaniami się konfrontujemy. To dzieje się z automatu, jak oddychanie czy bicie serca. Ratuje nas to, że niektóre role społeczne są mało absorbujące.
Co lubię? Picie kawy w hamaku na balkonie, rozkoszowanie się świeżym powietrzem, szumem wiatru i śpiewem ptaków. Uwielbiam muzykę, taniec, kontakt z naturą. Co mnie zajmuje kiedy znajdę chwilę czasu wolnego? Rozwój osobisty, biwakowanie, spacery do lasu, pogłębianie zainteresowań, albo po prostu rytuał picia kawy z mlekiem, kakao i cynamonem. To mój sposób na dobry dzień. Wstając do pracy, zanim kogut zdąży sobie przypomnieć, że ma zapiać, potrafię zerwać się o pół godziny wcześniej, by zadbać o mój dobry nastrój. W efekcie moja strona łóżka stygnie czasami od 4:00 nad ranem.
Jestem z wykształcenia nauczycielką przedszkolną i wczesnoszkolną oraz diagnostą (oprócz „kobiety diagnosty” nie znalazłam żeńskiego odpowiednika tego wyrazu) i terapeutką dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Od kilku lat pracuję w przedszkolu.
Dawno temu pewna pani doktor, wykładająca pedagogikę przedszkolną na moich studiach wyraźnie powiedziała coś, z czym zgadzam się do dziś. „Nie, nie jestem przedszkolanką. Jestem nauczycielką. Przedszkolanką może być dziewczynka, uczęszczająca do przedszkola. Od nauczycieli wymaga się dziś tylu lat studiów, w tym także podyplomowych, że nazywanie ich przedszkolankami jest po prostu obrazą”. Ma rację. Kiedy ja chodziłam do przedszkola, wtedy powszechne było nazywanie pań przedszkolankami. Możliwe, że to wiązało się z brakiem szczególnych wymagań na to stanowisko. Wystarczyło skończyć jakąkolwiek szkołę. Dziś jednak nie mam prawa wejść do przedszkola, nie mając mgr przed nazwiskiem.
Ta praca wbrew pozorom jest niesamowicie odpowiedzialna. I nie mówię tylko o odpowiedzialności prawnej w przypadku wypadku, uszczerbku na zdrowiu, itd.. Mówię o tym, że przedszkole to drugie, zaraz po domu rodzinnym, środowisko wychowawcze. Od niego bardzo dużo zależy. To nic innego jak przygotowanie do późniejszego etapu szkolnego. Co się za tym kryje? Tworzenie sytuacji wychowawczych, polegających na stymulacji rozwoju emocjonalnego, społecznego, fizycznego i poznawczego. Emocjonalnego, by dziecko umiało dostrzegać, rozpoznawać nazywać swoje emocje, ale przede wszystkim, rozumieć je i wiedzieć jak sobie z nimi poradzić. Niektórzy dorośli mają z tym problem, bo kiedy byli dziećmi, znawcy życia wokół nich zapomnieli, że emocje istnieją. Niestety to normalne w straumatyzowanym, powojennym społeczeństwie, które leci na autopilocie w trybie przetrwania. Zatem nie można mieć do nikogo pretensji, bo każdy żył i wychowywał dzieci najlepiej jak umiał. Społecznego, by dziecko wiedziało jak rozmawiać z innymi? To sam maluteńki szczyt góry lodowej. Bo to też umiejętność komunikowania światu swoich myśli i potrzeb, rozwiązywania konfliktów, umiejętność dostosowania się do panujących wśród ludzi zasad, nawiązywania i utrzymywania relacji i więzi... Fizycznego czyli umiejętności ruszania się? Znów nie tylko. To poprawne trzymanie postawy, koordynacja i równowaga, orientacja w ciele i przestrzeni, poprawne napięcie mięśniowe, gotowość do nauki pisania czyli dobry chwyt narzędzia pisarskiego i utrzymywanie go, umiejętność wykonywania precyzyjnych ruchów rękami... A na koniec, poznawczego, czyli żeby dziecko wiedziało wszystko to co wiedzieć ma, zanim przekroczy próg szkoły.
Kiedyś raczej nie patrzono na nic innego prócz intelektu. Nie rozmyślano, jakie działania wychowawcze podjąć, by ułatwić dziecku z trudnościami ten start na kolejnym etapie. Jeżeli zdarzyła się refleksyjna i empatyczna pani w przedszkolu, która wiedziała, co robić, była skarbem, walczącym z systemem oświaty. Cieszę się, że te czasy minęły a ja mogę być taką nauczycielką, jaką chciałabym by miały moje dzieci.